Amerykański rząd zaliczył jedną z najpoważniejszych wpadek wizerunkowych w tym stuleciu. Według ostatnich doniesień z Syrii w odbitym z rąk terrorystów magazynie odkryto 1700 ton nowoczesnej broni i amunicji, należącej do Departamentu Obrony USA.
Broń była w posiadaniu ugrupowania Jabhat al Nusra, syryjskiej organizacji terrorystycznej podlegającej Al-Qaidzie. Oddziały rebeliantów, wycofując się przed syryjską armią nie zdążyły ewakuować magazynów. Odnaleziono skrzynie z bronią naziemną i powietrzną, w tym także nowoczesne naprowadzane rakiety przeciwlotnicze. Na wszystkich skrzyniach widniało oznaczenie: USA/DOD (Department of Defence). Wśród innych rodzajów broni były tam między innymi ręczne granaty, moździerze amerykańskiej produkcji i takaż broń przeciwczołgowa.
O tym, że terrorystyczne bojówki syryjskich rebeliantów używają amerykańskiej broni już od dawna mówiły rosyjskie media. Potwierdziły to zresztą ostatnie rewelacje opublikowane na WikiLeaks. W jednym z maili wydobytych na światło dzienne ze skrzynki pocztowej Hilarry Clinton przeczytać mogliśmy, że uzbrajanie syryjskich rebeliantów miało pomóc Izraelowi w rozprawie z Iranem. Możemy tam przeczytać między innymi:
„Uzbrajanie syryjskich rebeliantów i użycie zachodnich sił powietrznych do uziemienia syryjskich [rządowych] helikopterów i samolotów to ruch, który wysoko opłaci nam się stosunkowo niskim kosztem. Wystarczy twarde stanowisko polityków z Waszyngtonu, że nie zostanie wysłany żaden oddział amerykańskiej piechoty”.
Jabhat al-Nusra znajduje się na ONZ-towskiej liście organizacji terrorystycznych. Jest częścią Al-Qaidy, tej samej, z której powodu Amerykanie wywołali wojny w Iraku i w Afganistanie, a która choć nigdy nie była aż tak radykalna jak tzw. „państwo islamskie”, nadal otwarcie głosi dżihad przeciwko „niewiernym”. Taką organizację uzbraja amerykański rząd, jednocześnie zasiadając do międzynarodowych rozmów mających powstrzymać dalszy rozlew krwi.
Jan Kołakowski